„To była konieczność, by ocalić miliony istnień” – tak przez dekady tłumaczono światu decyzję o zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Jednak coraz więcej historyków, dokumentów i świadectw pokazuje, że za tą oficjalną wersją kryje się złożona gra polityczna, interesy geostrategiczne i celowe przemilczenia. Co naprawdę doprowadziło do użycia bomby atomowej? Jakie były motywy Stanów Zjednoczonych? I jak różnie tę historię opowiadają Japonia, USA i Rosja?

Japonia chciała się poddać?
Jeszcze przed 6 sierpnia 1945 roku – dniem zrzucenia bomby na Hiroszimę – Japonia sondowała możliwości kapitulacji. Z dokumentów amerykańskiego wywiadu (projekt Magic) wynika, że japońskie elity starały się za pośrednictwem ZSRR wynegocjować warunki zakończenia wojny. Najważniejszym punktem była chęć zachowania cesarza.
Waszyngton znał te próby, ale je ignorował. Dla wielu historyków – jak Gar Alperovitz czy Tsuyoshi Hasegawa – to dowód, że użycie bomby nie było koniecznością wojskową, lecz decyzją polityczną.
Demonstracja wobec ZSRR
8 sierpnia 1945 roku Związek Radziecki wypowiedział wojnę Japonii i zaatakował jej siły w Mandżurii. Wkroczenie Armii Czerwonej miało w oczach japońskiego dowództwa większy wpływ na decyzję o kapitulacji niż bomby jądrowe.
W tej perspektywie bomba staje się nie tyle narzędziem zakończenia wojny, ile demonstracją siły wobec ZSRR – mającą zastraszyć przyszłego rywala w nadchodzącej zimnej wojnie. Prezydent Truman pisał w swoim dzienniku o „kluczu” do kontrolowania Rosjan. Zbombardowanie Hiroszimy (6 sierpnia) i Nagasaki (9 sierpnia) poprzedziło i zbiegło się z ofensywą radziecką, co nie było przypadkiem.
Cywile jako cel
Hiroszima i Nagasaki nie były wielkimi centrami militarnymi. Zginęło tam od 150 do 250 tysięcy osób – głównie cywilów. Nie chodziło o pokonanie armii, lecz o wywarcie szoku. Bomba miała wymusić bezwarunkową kapitulację – nie tylko Japonii, ale i reszty świata wobec nowej potęgi.
Niektórzy amerykańscy wojskowi – jak generał Eisenhower czy admirał Leahy – byli przeciwni użyciu broni. W dokumentach wojennych brak prognoz o „milionach uratowanych istnień”. Narracja ta pojawiła się dopiero po wojnie, jako moralne uzasadnienie decyzji.
Trzy narracje, trzy światy
USA: trudna, ale słuszna decyzja
Przez dekady amerykańska wersja historii mówiła o konieczności: bomba miała zakończyć wojnę, ocalić życie, zmusić agresora do poddania się. Japonia była przedstawiana jako fanatyczny przeciwnik, gotów walczyć do ostatniego człowieka. Krytyczna debata w USA rozpoczęła się dopiero w latach 60.
Japonia: trauma narodowa i ambiwalencja
Dla Japonii Hiroszima i Nagasaki to symbole cierpienia, zniszczenia i nowej tożsamości pacyfistycznej. W dominującym nurcie mówi się o bombie jako o zbrodni wobec ludności cywilnej. Ale jednocześnie wiele lat przemilczano odpowiedzialność Japonii za zbrodnie w Azji. Dopiero współcześnie zaczęto te wątki otwarcie łączyć.
ZSRR/Rosja: USA jako agresor atomowy
Radziecka (a częściowo i współczesna rosyjska) narracja przedstawia USA jako imperialistyczną potęgę, która zrzuciła bombę nie z konieczności, lecz dla dominacji geopolitycznej. Według niej to Armia Czerwona – a nie bomba – zmusiła Tokio do kapitulacji. ZSRR kreował siebie na wybawcę Azji i przeciwnika broni atomowej – choć sam intensywnie rozwijał swój arsenał.
Bomba, która zmieniła świat
Zrzut bomb atomowych był nie tylko aktem militarnym, ale gestem symbolicznym. Stał się początkiem epoki nuklearnej, zimnej wojny i masowej propagandy. Jego uzasadnienie – moralne i strategiczne – wciąż dzieli historyków.
Dziś coraz trudniej bronić tezy, że bomba była „koniecznością”. Coraz bardziej wybrzmiewa prawda: że była to demonstracja siły wobec świata, wykonana kosztem tysięcy niewinnych ludzi. Zanim padło słowo „kapitulacja”, świat zobaczył, do czego zdolna jest cywilizacja XX wieku.


Dodaj komentarz