Minęło już 8 lat od zakończenia produkcji jednego z najpopularniejszych seriali TVP pt. Ranczo. Większość zapewne kojarzy tytuł, a być może była jego fanami, którzy co niedzielę wieczór zasiadali przed telewizorem w oczekiwaniu na kolejny odcinek, a po zakończeniu nowego sezonu oglądali powtórki na kanale TVP Seriale. Serial ten, wielokrotnie nagradzany w plebiscytach i przyciągający kilka milionów widzów, był dość dobrą komedią sytuacyjną, a jego sielankowy, optymistyczny nastrój z pewnością dawał wytchnienie od niełatwej codzienności. Był również na wskroś przesiąknięty neoliberalną ideologią oraz, nie bójmy się tego słowa, niewolny od klasizmu. Prześledźmy zatem wybrane problematyczne wątki opowieści o mieszkańcach fikcyjnej miejscowości Wilkowyje.

Kobieta z wielkiego świata, czyli pokojowy amerykański imperializm – serial zaczyna się od momentu przybycia do Wilkowyj głównej bohaterki, czyli Lucy Wilskiej. Lucy mieszkała w Nowym Jorku, jest z pochodzenia Polką, która zna zresztą język polski (do końca serii nie przestaje go z wdziękiem kaleczyć). We wsi leżącej w województwie podlaskim dziedziczy dworek w którym decyduje się zamieszkać. Szybko odkrywa problemy trapiące mieszkańców Wilkowyj, takie jak alkoholizm, przemoc domowa czy niedożywienie dzieci, z którymi udaje się jej rozprawić przy pomocy miejscowego proboszcza i początkowo niechętnej jej, gospodyni na parafii, Michałowej, a także Jakuba Kusego Sokołowskiego, artysty-malarza, który w wyniku pożaru stracił dom, pierwszą żonę, a także wolę życia, co skutkuje pogrążeniem się w nałogu alkoholowym. Jak łatwo się domyślamy, również za sprawą Amerykanki polskiego pochodzenia dawny przedstawiciel wilkowyjskiej elity, mówiąc kolokwialnie, ogarnia się, rzuca nałóg i wraca do malowania. Jedyne, czego nie zrzuca, to wymięte, wytarte ciuchy, praktykując konsekwentnie swój abnegacki, niechlujny styl przez wszystkie 10 sezonów serialu.

Ktoś spyta: co może być problematycznego w motywie kobiety z wielkiego świata w produkcji TVP opowiadającej o transformacji zapyziałej wsi na Podlasiu w miejscowość nowoczesną, pełną ludzi zaradnych, przedsiębiorczych i utalentowanych, a przy tym niezależną i samowystarczalną? Przecież główna bohaterka jest postacią pozytywną, która odmienia życie mieszkańców Wilkowyj. Jej dobroduszność budzi sympatię widza, a energia, otwartość i zaangażowanie w poprawę losu lokalnej społeczności są godne podziwu i pochwały. Otóż może, jeśli spojrzymy na postać Lucy Wilskiej jak na sprzedawany całemu światu symbol Stanów Zjednoczonych lubiących przedstawiać siebie w popkulturze jako kraj dobrobytu, stojący w awangardzie przemian społecznych, niosący wyzwolenie ludom uciskanym przez totalitarne reżimy kierowane przez złych dyktatorów. Lucy rzeczywiście udaje się dokonać czegoś na kształt wyzwolenia mieszkańców spod rządów dyktatora o wstecznych poglądach. Scenariusz serialu został skonstruowany w taki sposób, abyśmy jako widzowie postrzegali jej wpływ na życie wsi wyłącznie z perspektywy tych mieszkańców, którym się udało wyrwać z biedy, zaś pogardzali, a przynajmniej traktowali pobłażliwie zmarginalizowaną część miejscowego elementu, który ocenia rządy przyszłej pani wójt krytycznie (wspomnimy o nich jeszcze później). Twórcy scenariusza oczywiście nie poświęcają najmniejszej uwagi rzeczywistym przyczynom zacofania cywilizacyjnego Wilkowyj. Nie wspominają ani słowem o efektach transformacji ustrojowej lat 90. oraz temu, jaką rolę odegrało USA w historii najnowszej naszego kraju. Zamiast tego podtrzymują mit tego imperium jako Ziemi Obiecanej, w którym każdy oświecony Polak powinien upatrywać wzorca do naśladowania, tym samym podtrzymując u wielu przekonanie, że bez amerykańskich wpływów nie bylibyśmy w stanie dalej się rozwijać. To samo zresztą dotyczy Unii Europejskiej: cały serial jest przesiąknięty mniej lub bardziej nachalną propagandą prounijną. Jeśli pojawia się jakakolwiek krytyka imperialnych zapędów Stanów Zjednoczonych, pada ona wyłącznie z ust czarnych charakterów „Rancza” i zostaje w kontekście dalszej akcji ośmieszona i zbagatelizowana.

Mit mobilności klasowej,  czyli podlascy pucybuci na drodze do statusu milionerów – Wilkowyje na tle reszty Polski jak na swoje zacofanie okazują się jednak ziemią obiecaną dla wszystkich ludzi gotowych brać sprawy we własne ręce i wziąć się do roboty. Bohaterowie serialu, bez względu na swoje pochodzenie klasowe czy wykształcenie osiągają życiowy sukces,  a realia geopolityczne w ogóle zdają się nie mieć wpływu na ich życie. I tak oto dwie proste kobiety: Celina Hadziukowa oraz Kazimiera Solejukowa zakładają własne biznesy, które w niedługim czasie przynoszą im dochody, o których mogły dotąd jedynie pomarzyć. Sery kozie Hadziukowej zostają nagrodzone na międzynarodowym konkursie, a sprzedaż pierogów roboty Solejukowej umożliwia jej rodzinie wybudowanie nowego, większego domu. Na tym jednak nie koniec. Prostoduszny robotnik budowlany, Patryk Pietrek, człowiek o ograniczonych możliwościach intelektualnych i nadużywający alkoholu, po powrocie z Anglii, gdzie, jak zapewnia, naprawdę nauczył się fachu, natychmiast wychodzi na ludzi, zakłada jednoosobową działalność gospodarczą, poznaje Jolę (krewną Krystyny Więcławskiej), z którą współtworzy zespół discopolowy, a jego przypadłość w niczym nie przeszkadza mu zachować trzeźwości umysłu, tak potrzebnej do tego, by utrzymać się w niełatwej przecież branży rozrywkowej. Człowiekiem sukcesu zostaje również miejscowy amant, Tomasz Witebski, który na początku serialu jest niespełnionym literacko polonistą utrzymującym się jako-tako z nauczycielskiej pensji. Ogromny sukces komercyjny jego debiutanckiej powieści pozwala mu na postawienie ładnego domu. W kolejnych sezonach niegdysiejszy adorator Lucy Wilskiej poznaje miłość swojego życia, atrakcyjną Włoszkę, policjantkę Franceskę, która przyjeżdża na zapyziałą wieś na praktyki w ramach wymiany unijnej. Czy Witebski byłby dla niej równie dobrą partią, gdyby nadal żył w swoim służbowym mieszkaniu? Trudno oczywiście wyrokować, lecz faktem jest, że dopóki wilkowyjski polonista nie osiągnął sukcesu materialnego, miał na koncie jedynie krótkotrwałe i przelotne romanse czy związki z miejscowymi kobietami. Jak wiadomo, w kapitalistycznej rzeczywistości oczekiwania kobiet względem mężczyzn są z reguły wygórowane, jeśli chodzi o status ekonomiczny. W Internecie można znaleźć mnóstwo pogardliwych wypowiedzi wobec panów zarabiających najniższą krajową, zajmujących podrzędne stanowiska, lub wręcz dotkniętych bezrobociem, nie posiadających prawa jazdy, etc. Ci zaś, którzy są, kolokwialnie mówiąc, życiowo ogarnięci, jawią się jako stateczni, zaradni i myślący poważnie o życiu. Ponadto Tomasz Witebski jako nauczyciel zarabiający najprawdopodobniej najniższą krajową był traktowany z góry przez wójta i pogardzany przez ludność. Przykłady? Wypowiedź Klaudii Kozioł: Proszę księdza, to Witebski, nikt ważny!  Nauczyciel! Jego nawet ze szkoły wyrzucili! czy też Tadeusza Hadziuka, jednego z ławeczkowiczów: Nauczyciel? Co to za zawód? Jest to niewątpliwie pokłosie lat 90., w których wraz z zupełną negacją oświaty zawód nauczycieli sprowadzono do rangi XIX wiecznych guwernerów i guwernantek. Jeśli chodzi o samą Franceskę, nie mamy szczegółowych informacji na temat życia jej rodziny, jednak po samym wyglądzie zewnętrznym jej rodziców, braci oraz wujków i kuzynów, jak i po markach samochodów, którymi przyjechali na zaręczyny dwójki zakochanych, możemy przypuszczać, że nie należą do ludzi cierpiących dostatek, a wręcz przeciwnie. Sukces odnosi wreszcie Jakub Kusy Sokołowski, choć jego artystyczna droga na prawdziwy szczyt musiała trwać aż 7 sezonów. 

Inteligencki kaganek oświaty i poskromiony liberalny feminizm – serial „Ranczo”, mimo że dopuszcza pewne elementy myśli postępowej, tak naprawdę przez wszystkie sezony zachowuje swój konserwatyzm obyczajowy. Jego twórcy konsekwentnie sprzeciwiają się jakimkolwiek działaniom wywrotowym, nawet jeśli ich motywy są słuszne. Tak więc ostatnie słowo w kwestii edukacji seksualnej należy do księdza proboszcza, z którym Lucy Wilska musi stoczyć pierwsze boje, by móc przeprowadzić prelekcję na temat form antykoncepcji, po tym jak przypadkowo dowiaduje się o ciąży nastoletniej dziewczyny (prawdopodobnie zgwałconej). Ksiądz proboszcz ponadto skutecznie narzuca ogółowi jedynie słuszny z punktu widzenia Krk model pożycia między mężczyzną a kobietą, czyli małżeństwo, doprowadzając do ślubów kościelnych trzy ociągające się dotąd pary: Lucy i Kusego, policjanta Staśka i barmanki Wioletki, a także Chińczyka Kao oraz córki Więcławskich, Weroniki (tym ostatnim rodzi się dziecko jeszcze przed zaślubinami). Warto na chwilę zatrzymać się na osobie Weroniki, świeżo upieczonej absolwentki studiów wyższych. W serialu reprezentuje ona nie tylko warstwę inteligencji, ale również feministki. Jej postać stanowi jednakże karykaturę współczesnej liberalnej feministki, która poza agresywnym wykrzykiwaniem kilku chwytliwych haseł do kamery niewiele ma do powiedzenia swoim siostrom. W rezultacie ponosi sromotną porażkę po pierwszym wykładzie dla miejscowych kobiet, które wyśmiewają ją, wyraźnie wyczuwając jej inteligenckie poczucie wyższości nad ciemną ludzką masą. Koniec końców jej bunt przeciwko kołtunerii zostaje zdławiony przez księdza proboszcza, który wymusza na niej wzięcie ślubu z Kao dla świętego spokoju wiejskiej opinii publicznej i konserwatywnych rodziców. 

Do feministycznego jazgotu dołącza się Klaudia Kozioł, córka wójta, uczennica liceum, która ma za sobą liczne transformacje tożsamościowe, głównie subkulturowe. Jej zapędy również można określić jako karykaturalne: już jako studentka psychologii w imię wyzwolenia kobiet spod jarzma patriarchatu usiłuje wprowadzić w życie ideę tak zwanego otwartego związku ku wyraźnej dezaprobacie jej chłopaka, Fabiana Dudy, sekretarza gminy, z którym to schodzi się, to rozchodzi  w zależności od tego, w którą stronę wiatr zawieje. Zachodzi wyraźna sprzeczność dialektyczna między jej fascynacją ruchami emancypacyjnymi, a kochliwością. Wójtówna z jednej strony lubi demonstrować swój indywidualizm, wyróżniać się z tłumu, być ponad tak zwaną szarą masę mieszkańców pipidówki, jaką są Wilkowyje, z drugiej jest niezwykle podatna na wpływy kolejnych męskich obiektów uczuciowych, których z lubością zmienia jak rękawiczki i dopasowuje do nich swój wizerunek. Najbardziej szokującym dowodem tej podatności jest metamorfoza z anarchistki w skinheadkę, która odbyła się na przestrzeni dwóch odcinków. Klaudia z równym przekonaniem powtarza poglądy po anarchiście, a następnie jego przeciwniku ideologicznym. Na szczęście Jakub Kusy w porę przemawia jej do rozsądku i zawstydzona córka wójta zdejmuje z szyi jeden z symboli faszyzmu. 

Analizując wątki feministyczne w serialu dochodzimy do wniosków doprawdy dających do myślenia. Otóż neoliberalizm i konserwatyzm są dwiema stronami tego samego medalu, jeśli chodzi o charakterystykę mentalności ludzkiej w systemie kapitalistycznym. Charakteryzuje je jedność przeciwieństw: konserwatyzm nie może istnieć bez neoliberalizmu, a neoliberalizm nie narodziłby się bez konserwatyzmu. I konserwatystom i neoliberałom chodzi tak naprawdę o to samo: o utrzymanie kapitalistycznego systemu przy życiu.

Ja na tej twojej religii się nie wyznaję, czyli antykomunizm obowiązkowy – w serialu bardzo szybko mimo pozornej bezstronności autorów scenariusza widzimy podziały na bohaterów „dobrych” i „złych”. Tymi czarnymi charakterami są wójt Paweł Kozioł oraz sekretarz gminy Arkadiusz Czerepach, którzy w minionym ustroju byli, rzecz jasna, członkami Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Ich przeszłość polityczna jest kilkakrotnie wypominana przez księdza proboszcza Piotra Kozioła (brata bliźniaka wójta), który źródła nikczemności włodarza gminy upatruje w jego rzekomo komunistycznych poglądach. W serialu widzowie naturalnie nie dowiadują się niczego o samym marksizmie, co wyraźnie świadczy o ignorancji twórców scenariusza, którzy ograniczają się do słynnego cytatu każdemu według jego zasług autorstwa Karola Marksa, wyrwanego zresztą z kontekstu z „Krytyki Programu Gotajskiego”. Nie trzeba wiele, aby wysnuć wniosek, że taka prezentacja wizerunku komunisty jedynie zniechęci masy ludowe do odkłamania mitów na temat ruchów komunistycznych i zgłębiania ich historii.

Od anarchistki do obrończyni statusu quo, czyli utemperowany bunt Kingi – w piątym sezonie poznajemy nastoletnią buntowniczkę Kingę oddaną pod opiekę Jakubowi Kusemu i Lucy przez jego byłą szwagierkę, Grażynę. Dziewczyna sprawia duże problemy wychowawcze: jest krnąbrna i zostaje na drugi rok w tej samej klasie w liceum. Mimo to szybko orientujemy się, że ma zadatki na przedstawicielkę inteligencji, jest bowiem oczytana i elokwentna. Kinga jest zdeklarowaną anarchistką, (podważającą wszystkie instytucje tego świata, w tym Kościół katolicki) a konkretnie anarchopacyfistką i anarchoweganką. Jej pacyfizm budzi momentami jednakże poważne wątpliwości, bowiem Kinga nie waha się wdać w bójkę z Klaudią Kozioł, skinem (jej późniejszym adoratorem), a z powodu niedoszłego pobicia dyrektora została wyrzucona z kolejnej szkoły. W miarę rozwoju akcji serialu,  bunt Kingi zostaje stopniowo utemperowany: bohaterka najpierw jest postawiona przed faktem dokonanym przez Lucy (która zdążyła już nabrać kilka nawyków związanych z rządzeniem w gminie): musi wrócić do szkoły, inaczej zostanie wyrzucona z nowego domu (co miałoby się z nią stać później, nie wiadomo, bowiem Lucy i Kusy nie mają dalszego kontaktu z Grażyną). Mimo że dziewczyna dalej sprawia problemy wygłaszając w telewizji internetowej prowadzonej przez Witebskiego radykalne poglądy na temat oświaty, powoli widzimy, w jaką stronę zmierza bunt Kingi. Licealistka ani przez moment nie zdobywa się na rzeczową analizę kapitalizmu, nie krytykuje również programu samozwańczej rewolucji oświatowej dokonywanej w gimnazjum w Wilkowyjach, w ramach którego uczniowie uczą się oczywiście przedsiębiorczości, zamiast pozyskać wiedzę np. o prawach pracowniczych. Kinga okazuje się również osobą cechującą się pogardliwym stosunkiem wobec miejscowego lumpenproletariatu, który wdaje się w konflikt z panią wójt, oskarżając ją o wykluczenie kosztem awansu społecznego ich żon. W sporze tym ta sama anarchistka, która przecież z natury rzeczy nienawidzi jakiejkolwiek hierarchii, oczywiście stoi całkowicie po stronie przedstawicielki miejscowej władzy! Sama Lucy nie ma zresztą pomysłu na to, jak rozwiązać problem ich wykluczenia, wskutek czego do końca serialu pozostają wyrzutkami, którym jeno polityka została, jako że im w życiu nie wyszło (parafrazując jednego z ławeczkowiczów, Pietrka). Nie bardzo chce też wziąć odpowiedzialność za owo wykluczenie, jak również zastanowić się nad jego przyczynami.

Takich budzących dzisiaj wątpliwości wśród marksistów wątków w serialu znalazłoby się oczywiście dużo więcej, a ich dogłębna analiza mogłaby stać się tematem niejednej pracy naukowej. Przyjrzyjmy się na koniec jeszcze pewnemu zagadnieniu, a mianowicie, czy tę sympatyczną komedię obyczajową można nazwać… szkodliwą? Jak zapewniał nieżyjący już główny scenarzysta Robert Brutter (czyli Andrzej Grembowicz), jego zamiarem było przestrzec widzów przed socjotechnicznymi sztuczkami stosowanymi przez klasę rządzącą w czasie kampanii wyborczej oraz podniesienie poziomu ich świadomości politycznej. Jakie jednakże były efekty owej edukacji przez zabawę? Powiedzieć: mizerne to nic nie powiedzieć. Widzowie jak poruszali się niczym dzieci we mgle politycznej, tak poruszają się nadal, a mgła robi wrażenie jeszcze gęstszej niż kiedyś. Poza tym niezależnie od faktycznych intencji pana Grembowicza, serial okazał się gotową instrukcją jak wygrywać wybory dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy opanowali scenę polityczną na 8 długich, trudnych lat, podczas których wyborcy zdążyli już zapomnieć, że za rządów tak zwanej opozycji, czyli Platformy Obywatelskiej, nie było przecież dużo lepiej i tak obecnie przeżywamy swoistą powtórkę z historii rządów Donalda Tuska. W rezultacie produkcja TVP poza dostarczaniem niezobowiązującej, momentami aspirującej do intelektualnej rozrywki, nie oferuje widzom niczego poza promowaniem neoliberalnej mitologii, której obraz jednocześnie wali się na naszych oczach. Wątpliwe jest, czy serial Ranczo obroni swój status kultowego za, powiedzmy, 20-30 lat, zwłaszcza jeśli doczekamy się jakiegoś dziejowego przewrotu. Wśród ludzi mających już pewną świadomość na jakim świecie tak naprawdę żyją, pozostanie przede wszystkim produktem w służbie kapitalistycznego systemu, dla reszty zaś niezrealizowaną nigdy utopią.


3 odpowiedzi do „Wilkowyje w służbie systemu: analiza klasowa serialu Ranczo”

  1. Awatar Fotograf

    Bardzo spójna narracja – to się rzadko zdarza.To jeden z tych materiałów, które mimo prostoty wciągają. Czuć, że ktoś tu naprawdę przemyślał, co chce powiedzieć. Warto mieć taki blog pod ręką, kiedy ma się przesyt informacji, a szuka się czegoś bardziej osobistego ale i konkretnego. Czy coś Cię szczególnie zaskoczyło podczas przygotowywania wpisu? Skąd czerpiesz inspiracje do takich treści?

  2. Awatar autorka
    autorka

    Dziękuję. Myślę, że najbardziej zaskoczyło mnie to, jak zmienił się mój odbiór tego serialu na przestrzeni lat. Zupełnie inaczej odbierałam go 10-12 lat temu, nie mając tej wiedzy i świadomości, którą mam teraz, a inaczej obecnie.

  3. Awatar ilovewro.pl

    Jest w tym spokój, którego teraz tak brakuje.Dobrze się to czytało. Forma i treść – jedno wspiera drugie. Lubię, gdy autor pisze tak, jakby mówił do jednej konkretnej osoby. Czy planujesz kontynuację w podobnym tonie?

Skomentuj Fotograf Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *